Ks. O'Reilly nie jest papieżem. Nie jest również doktorem Kościoła. Jednak, nie oznacza to, że jego autorytet jest pozbawiony znaczenia. Przeciwnie, cieszył się znacznym poważaniem.
- Kardynał Cullen, ówczesny biskup Armagh, wybiera ks. O'Reilly swoim teologiem na Synodzie w Thurles w 1850.
- Dr. Brown, biskup Shrewsbury, wybiera ks. O'Reilly swoim teologiem na Synodzie w Shrewsbury.
- Dr. Furlong, biskup Ferns, dawny kolega ks. O'Reilly, profesor teologii na uczelni w Maynooth wybiera go swoim teologiem na Synodzie w Maynooth .
- Mianowany profesorem teologii katolickiego uniwersytetu w Dublinie.
- Generał jezuitów, ks. Beckx, zaproponował go na stanowisko profesora teologii Kolegium Rzymskiego w Rzymie.
- Na konferencji dotyczącej filozoficznych i teologicznych studiów w Towarzystwie Jezusowym, został wybrany przedstawicielem wszystkich anglojęzycznych "prowincji" zakonu Jezuitów – tj., Irlandii, Anglii, Maryland oraz innych terytoriów w Stanach Zjednoczonych.
Krótko mówiąc, ks. O'Reilly był powszechnie uznawany za jednego z
najwybitniejszych i najważniejszych teologów swoich
czasów.
Warto przytoczyć następującą wypowiedź dr. Warda, która została zamieszczona w piśmie cieszącym się zasłużoną renomą - Dublin Review (styczeń 1876):
Warto przytoczyć następującą wypowiedź dr. Warda, która została zamieszczona w piśmie cieszącym się zasłużoną renomą - Dublin Review (styczeń 1876):
"Cokolwiek zostało napisane przez tak zdolnego i solidnie
wykształconego teologa – kogoś tak posłusznego wobec Kościoła i tak
utwierdzonego w starożytnych teologicznych ścieżkach – dla katolickiego czytelnika nie może być niczym innym jak
tylko wyraźnym dobrodziejstwem, w tych niespokojnych i niebezpiecznych czasach".
Dr Ward uważał swoje czasy za niespokojne i niebezpieczne! Cóż, zobaczmy zatem jakie to "wyraźne dobrodziejstwo", możemy ponad wiek później, wynieść z niektórych pism ks. O'Reilly.
Dublin Review, styczeń 1876
Dr Ward uważał swoje czasy za niespokojne i niebezpieczne! Cóż, zobaczmy zatem jakie to "wyraźne dobrodziejstwo", możemy ponad wiek później, wynieść z niektórych pism ks. O'Reilly.
Ks. O'Reilly
broni następujących opinii:
1) przeciągającego się w czasie wakatu Stolicy Apostolskiej nie można uważać za niezgodnego z obietnicami Chrystusa dotyczącymi doskonałości Kościoła;
2) nadzwyczaj lekkomyślnym byłoby nakładanie jakichkolwiek, z góry nałożonych ograniczeń wobec tego, co z Bożego dopuszczenia może spotkać Stolicę Apostolską (poza tym – oczywiście – że prawdziwy papież nigdy nie popadnie w herezję, ani nie zbłądzi w żaden sposób).
"Jeśli zastanawiamy się w jaki sposób kościelna jurysdykcja... była kontynuowana ... odpowiedzią jest, że... po części pochodziła i pochodzi bezpośrednio od Boga przy równoczesnym spełnieniu pewnych warunków dotyczących osób. Kapłani posiadający jurysdykcję czerpią ją od biskupów albo papieża. Papież otrzymuje ją bezpośrednio od Boga, w momencie swego prawowitego wyboru. Legalność jego wyboru zależy od przestrzegania reguł dotyczących elekcji, ustalonych przez poprzednich papieży".
Papieska jurysdykcja jest zatem uzależniona od prawowitego wyboru. Nie znajduje to z pewnością w przypadku rzekomej elekcji formalnego heretyka na Tron Piotrowy. Wynika z tego, że w wypadku braku legalnego wyboru, nie zostaje udzielona żadna jurysdykcja. Ani "de jure", ani "de facto".
"Wątpliwy papież może rzeczywiście zostać obdarzony wymaganą władzą; ale w stosunku do Kościoła, w praktyce nie ma takich samych praw jak prawdziwy [niewątpliwy] papież – nie jest uprawniony do bycia uznawanym za Głowę Kościoła oraz może zostać legalnie przymuszony do odstąpienia od swoich roszczeń".
Kolejny fragment pochodzi z jednego z dwóch rozdziałów, które ks. O'Reilly poświęcił Soborowi w Konstancji z 1414 roku. Przypomnijmy, że Sobór w Konstancji został zwołany w celu zakończenia rozłamu, jaki miał miejsce trzydzieści sześć lat wcześniej. Pojawiło się nie mniej niż trzech pretendentów do urzędu papieskiego. Każdy z nich miał znaczącą liczbę zwolenników.
"Tutaj możemy się zatrzymać i zastanowić, co należałoby sądzić o ówczesnej sytuacji trzech pretendentów oraz ich prawach do papiestwa. Przede wszystkim, przez cały okres, od śmierci Grzegorza XI w 1378 roku był Papież – oczywiście z wyjątkiem okresów pomiędzy śmiercią, a wyborem dla zapełnienia powstałego wakatu. W każdym momencie, mówię, był Papież, prawdziwie obdarzony godnością Wikariusza Chrystusowego i Głowy Kościoła, bez względu na to jakie opinie co do jego prawowitości mogły istnieć; nie dlatego, że interregnum trwające przez cały ten okres byłoby niemożliwe albo niezgodne z obietnicami Chrystusa, ponieważ nie jest to w żaden sposób oczywiste, ale dlatego, że, faktycznie nie było takiego interregnum ".
Tak więc jeden z wielkich teologów XIX wieku mówi nam, że "nie jest
to w żaden sposób oczywiste", aby trwające trzydzieści sześć lat
interregnum mogło być niemożliwe lub niezgodne z obietnicami
Chrystusa. Kwestia długości jego trwania również nie wchodzi w rachubę.
W dalszej części tego rozdziału (napisanego ponad sto lat temu, lecz o wiele wyraźniej odzwierciedlającego sytuację naszych niż jego czasów), ksiądz O'Reilly zwraca uwagę właśnie na kwestię tego co można, a czego nie można zakładać, iż Bóg może dopuścić.
"Już wcześniej, od czasu do czasu, pojawiali się antypapieże, ale nigdy nie miało to tak ciągłego charakteru... nigdy nie było ich takiego szeregu..."
Wielka Schizma Zachodnia podsuwa mi refleksję, którą pozwolę sobie tutaj wyrazić. Gdyby nie doszło do tej schizmy, to hipoteza, że coś podobnego mogłoby się wydarzyć dla wielu wydawałaby się urojoną. Uważaliby, że coś takiego nie mogłoby mieć miejsca; Bóg nie pozwoliłby, aby Kościół znalazł się w tak nieszczęśliwej sytuacji. Herezje mogą się pojawiać i rozprzestrzeniać oraz trwać boleśnie długo, z powodu błędu i na zgubę ich autorów czy podżegaczy, będąc równocześnie wielkim utrapieniem dla wiernych, powiększanym przez prześladowania w wielu miejscach, gdzie heretycy stawali się dominującą siłą.
Ale żeby prawdziwy Kościół miał pozostawać przez trzydzieści do czterdziestu lat bez powszechnie uznawanej Głowy i zastępcy Chrystusa na ziemi – niemożliwe by tak się stało. A jednak tak było; i nie mamy żadnej gwarancji, że to się znowu nie stanie, chociaż możemy żarliwie ufać iż będzie inaczej. Wniosek jaki chciałbym z tego wyciągnąć jest taki, że nie możemy być zbyt pochopni w wypowiedziach na temat tego co Bóg może dopuścić. Wiemy z absolutną pewnością, że On wypełni Swe obietnice; nie pozwoli, ażeby zdarzyło się coś sprzecznego z nimi; że podtrzyma On Swój Kościół i sprawi, by zatriumfował nad wszystkimi wrogami i trudnościami; że da On każdemu z wiernych te łaski, które są każdemu z nich potrzebne do służenia Mu i do osiągnięcia zbawienia, jak to uczynił podczas Wielkiej Schizmy którą rozważaliśmy oraz we wszystkich cierpieniach i próbach, których Kościół od samego początku doświadczał.
Możemy również pokładać ufność w to, że Bóg uczyni o wiele więcej niż to, do czego sam Siebie, przez Swoje obietnice zobowiązał. Możemy oczekiwać z podnoszącą na duchu nadzieją na uwolnienie w przyszłości od wielu kłopotów i nieszczęść, które zdarzyły się w przeszłości. Ale być może my albo nasi następcy w przyszłych pokoleniach chrześcijan, doczekają jeszcze bardziej niesamowitego zła od tego, które już się dokonało, i to jeszcze przed nieuchronnym nadejściem tego wielkiego końca wszystkich rzeczy na ziemi, jaki poprzedzi dzień sądu. Nie podaję się za proroka, ani nie roszczę sobie pretensji do posiadania wizji smutnych zjawisk, o których nie mam kompletnie żadnej wiedzy. Jedyne, co zamierzam tu przekazać to to, że wydarzenia dotyczące Kościoła, niewykluczone przez Boskie obietnice, nie mogą być uważane za praktycznie niemożliwe, tylko dlatego, że miałyby być straszne i w bardzo wysokim stopniu niepokojące".
Podczas gdy ks. O'Reilly sam odrzuca przypisywanie sobie jakichkolwiek proroczych ambicji, niemniej jednak powyższy fragment w uderzająco wyrazisty sposób można przyrównać do prawdziwego proroctwa. Co więcej, jest to ten rodzaj proroctwa, które, pod warunkiem że jest przedstawione warunkowo – jak ma to miejsce w tym przypadku – zarówno można jak i powinno się wysnuwać w świetle dowodów, na których koncentruje on swe spojrzenie. W odniesieniu do tego, co czeka nas w przyszłości nie potrzebne są żadne szczególne objawienia po to abyśmy mogli ją poznać. Jak wskazuje ks. O'Reilly, z wyjątkiem sytuacji gdy Bóg konkretnie powiedział nam, że coś się nie wydarzy, to wszelkie domniemania dotyczące tego na co On nie dozwoli są nierozważne; i bez wątpienia takie założenia będą mieć katastrofalny skutek, gdyż ludzie zostaną wprowadzeni w błąd, jeżeli omawiane wypadki będą miały miejsce. "Albowiem myśli moje nie są myślami waszymi, ani drogi wasze drogami moimi, mówi Pan" (Iz. 55, 8)
1) przeciągającego się w czasie wakatu Stolicy Apostolskiej nie można uważać za niezgodnego z obietnicami Chrystusa dotyczącymi doskonałości Kościoła;
2) nadzwyczaj lekkomyślnym byłoby nakładanie jakichkolwiek, z góry nałożonych ograniczeń wobec tego, co z Bożego dopuszczenia może spotkać Stolicę Apostolską (poza tym – oczywiście – że prawdziwy papież nigdy nie popadnie w herezję, ani nie zbłądzi w żaden sposób).
"Jeśli zastanawiamy się w jaki sposób kościelna jurysdykcja... była kontynuowana ... odpowiedzią jest, że... po części pochodziła i pochodzi bezpośrednio od Boga przy równoczesnym spełnieniu pewnych warunków dotyczących osób. Kapłani posiadający jurysdykcję czerpią ją od biskupów albo papieża. Papież otrzymuje ją bezpośrednio od Boga, w momencie swego prawowitego wyboru. Legalność jego wyboru zależy od przestrzegania reguł dotyczących elekcji, ustalonych przez poprzednich papieży".
ks. O'Reilly, The Pastoral Office of the Church
Papieska jurysdykcja jest zatem uzależniona od prawowitego wyboru. Nie znajduje to z pewnością w przypadku rzekomej elekcji formalnego heretyka na Tron Piotrowy. Wynika z tego, że w wypadku braku legalnego wyboru, nie zostaje udzielona żadna jurysdykcja. Ani "de jure", ani "de facto".
"Wątpliwy papież może rzeczywiście zostać obdarzony wymaganą władzą; ale w stosunku do Kościoła, w praktyce nie ma takich samych praw jak prawdziwy [niewątpliwy] papież – nie jest uprawniony do bycia uznawanym za Głowę Kościoła oraz może zostać legalnie przymuszony do odstąpienia od swoich roszczeń".
ks. O'Reilly, The Pastoral Office of the Church
Kolejny fragment pochodzi z jednego z dwóch rozdziałów, które ks. O'Reilly poświęcił Soborowi w Konstancji z 1414 roku. Przypomnijmy, że Sobór w Konstancji został zwołany w celu zakończenia rozłamu, jaki miał miejsce trzydzieści sześć lat wcześniej. Pojawiło się nie mniej niż trzech pretendentów do urzędu papieskiego. Każdy z nich miał znaczącą liczbę zwolenników.
"Tutaj możemy się zatrzymać i zastanowić, co należałoby sądzić o ówczesnej sytuacji trzech pretendentów oraz ich prawach do papiestwa. Przede wszystkim, przez cały okres, od śmierci Grzegorza XI w 1378 roku był Papież – oczywiście z wyjątkiem okresów pomiędzy śmiercią, a wyborem dla zapełnienia powstałego wakatu. W każdym momencie, mówię, był Papież, prawdziwie obdarzony godnością Wikariusza Chrystusowego i Głowy Kościoła, bez względu na to jakie opinie co do jego prawowitości mogły istnieć; nie dlatego, że interregnum trwające przez cały ten okres byłoby niemożliwe albo niezgodne z obietnicami Chrystusa, ponieważ nie jest to w żaden sposób oczywiste, ale dlatego, że, faktycznie nie było takiego interregnum ".
ks. O'Reilly, The Pastoral Office of the Church
W dalszej części tego rozdziału (napisanego ponad sto lat temu, lecz o wiele wyraźniej odzwierciedlającego sytuację naszych niż jego czasów), ksiądz O'Reilly zwraca uwagę właśnie na kwestię tego co można, a czego nie można zakładać, iż Bóg może dopuścić.
"Już wcześniej, od czasu do czasu, pojawiali się antypapieże, ale nigdy nie miało to tak ciągłego charakteru... nigdy nie było ich takiego szeregu..."
Wielka Schizma Zachodnia podsuwa mi refleksję, którą pozwolę sobie tutaj wyrazić. Gdyby nie doszło do tej schizmy, to hipoteza, że coś podobnego mogłoby się wydarzyć dla wielu wydawałaby się urojoną. Uważaliby, że coś takiego nie mogłoby mieć miejsca; Bóg nie pozwoliłby, aby Kościół znalazł się w tak nieszczęśliwej sytuacji. Herezje mogą się pojawiać i rozprzestrzeniać oraz trwać boleśnie długo, z powodu błędu i na zgubę ich autorów czy podżegaczy, będąc równocześnie wielkim utrapieniem dla wiernych, powiększanym przez prześladowania w wielu miejscach, gdzie heretycy stawali się dominującą siłą.
Ale żeby prawdziwy Kościół miał pozostawać przez trzydzieści do czterdziestu lat bez powszechnie uznawanej Głowy i zastępcy Chrystusa na ziemi – niemożliwe by tak się stało. A jednak tak było; i nie mamy żadnej gwarancji, że to się znowu nie stanie, chociaż możemy żarliwie ufać iż będzie inaczej. Wniosek jaki chciałbym z tego wyciągnąć jest taki, że nie możemy być zbyt pochopni w wypowiedziach na temat tego co Bóg może dopuścić. Wiemy z absolutną pewnością, że On wypełni Swe obietnice; nie pozwoli, ażeby zdarzyło się coś sprzecznego z nimi; że podtrzyma On Swój Kościół i sprawi, by zatriumfował nad wszystkimi wrogami i trudnościami; że da On każdemu z wiernych te łaski, które są każdemu z nich potrzebne do służenia Mu i do osiągnięcia zbawienia, jak to uczynił podczas Wielkiej Schizmy którą rozważaliśmy oraz we wszystkich cierpieniach i próbach, których Kościół od samego początku doświadczał.
Możemy również pokładać ufność w to, że Bóg uczyni o wiele więcej niż to, do czego sam Siebie, przez Swoje obietnice zobowiązał. Możemy oczekiwać z podnoszącą na duchu nadzieją na uwolnienie w przyszłości od wielu kłopotów i nieszczęść, które zdarzyły się w przeszłości. Ale być może my albo nasi następcy w przyszłych pokoleniach chrześcijan, doczekają jeszcze bardziej niesamowitego zła od tego, które już się dokonało, i to jeszcze przed nieuchronnym nadejściem tego wielkiego końca wszystkich rzeczy na ziemi, jaki poprzedzi dzień sądu. Nie podaję się za proroka, ani nie roszczę sobie pretensji do posiadania wizji smutnych zjawisk, o których nie mam kompletnie żadnej wiedzy. Jedyne, co zamierzam tu przekazać to to, że wydarzenia dotyczące Kościoła, niewykluczone przez Boskie obietnice, nie mogą być uważane za praktycznie niemożliwe, tylko dlatego, że miałyby być straszne i w bardzo wysokim stopniu niepokojące".
Podczas gdy ks. O'Reilly sam odrzuca przypisywanie sobie jakichkolwiek proroczych ambicji, niemniej jednak powyższy fragment w uderzająco wyrazisty sposób można przyrównać do prawdziwego proroctwa. Co więcej, jest to ten rodzaj proroctwa, które, pod warunkiem że jest przedstawione warunkowo – jak ma to miejsce w tym przypadku – zarówno można jak i powinno się wysnuwać w świetle dowodów, na których koncentruje on swe spojrzenie. W odniesieniu do tego, co czeka nas w przyszłości nie potrzebne są żadne szczególne objawienia po to abyśmy mogli ją poznać. Jak wskazuje ks. O'Reilly, z wyjątkiem sytuacji gdy Bóg konkretnie powiedział nam, że coś się nie wydarzy, to wszelkie domniemania dotyczące tego na co On nie dozwoli są nierozważne; i bez wątpienia takie założenia będą mieć katastrofalny skutek, gdyż ludzie zostaną wprowadzeni w błąd, jeżeli omawiane wypadki będą miały miejsce. "Albowiem myśli moje nie są myślami waszymi, ani drogi wasze drogami moimi, mówi Pan" (Iz. 55, 8)
Bazowano na angielskim tekście autorstwa p. Johna Daly oraz (fragmentami) tłumaczeniu ultramontes.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz