Księża i parafianie pokochali biskupa Thuca. Pewnego dnia
udostępnili mu starego Citroena, gdy zdali sobie sprawę, że
prehistoryczny rower, który otrzymał nie zda się na wiele. Na wzór
Proboszcza z Ars, Jana Marii Vianneya, biskup Thuc upewnił się, że
jego księża dążą do świętości. Poprosił Dumortiera o dodatkowego
księdza. Ten przysłał... seksualnego przestępcę. Tak, już wtedy,
moderniści zinfiltrowali Kościół i przechowywali tych łotrów, którzy
gorszą dusze. Thuc odesłał go z powrotem. W przeciwieństwie do
większości współczesnych biskupów Novus Ordo, nie godził się na
księży, którzy byli przyczyną skandalu lub sieli spustoszenie wśród
wiernych. Jak Arcybiskup napisał w swojej autobiografii - nie
oznaczało to, że jego księża byli święci - daleko od tego, ale
wszelkie sprawy rozwiązywał dyskretnie. Dodatkowo wprowadził
comiesięczne rekolekcje dla księży. Trwały one od 7 rano do
południa. Pomagały pozostać na ścieżce prostej i wąskiej. Była to
mądra i rozważna praktyka, którą kontynuował jako Arcybiskup Hue.
Codziennie rano odprawiał Mszę Świętą, po czym udawał się do
Phu-Cam, gdzie zanosił Komunię Świętą swojej drogiej mamie. Jego
liczne akty miłosierdzia pewnego dnia staną się legendarne, gdy jego
historia stanie się bardziej znana, a więcej szczegółów dotyczących
jego heroicznego miłosierdzia wobec rodziny, przyjaciół oraz wrogu
zostanie odkrytych.
Mówiąc o wrogach.... zwierali szyki. Zarówno wewnątrz Watykanu, po odejściu Piusa XII, jak i z północy, poprzez komunistyczna infiltracją Wietnamu. Również polityka miała znaczenie, zwłaszcza jeżeli chodzi o Watykan. Jan XXIII sprzyjał Komunistą - było to widać w lękach Rzymu spowodowanych tym, że Diem był zbyt przeciwny Komunizmowi. Z powodu Ostpolitik, inne zakony zostały poinformowane by trzymały się z daleka od Arcybiskupa Thuca, gdyż jego brat był Prezydentem Południowego Wietnamu. Pewne osoby w kurii, przekazały te lęki i uprzedzenia Giovanni Montiniemu latem 1963 roku. Zamiast spotkać się lub choćby wysłuchać Arcybiskupa Thuca, Paweł VI blisko z związał się z jawnym masonem Henrym Cabot Lodgem, który zastąpił sprzyjającemu Diemowi ambasadora Fritza Noltinga. Jak widać, miała miejsce zmowa masonów, modernistów oraz komunistów, wspólnie pracujących dla celów przeciwnych Socjalnemu Panowaniu Chrystusa. Humanistyczny porządek stał się główną inicjatywą soborowego kościoła, w ten sam, sprzeciwiający się dogmatowi Wiary synkretyczny sposób, w jaki Benedykt XVI woła o pokój.
Pomimo jakichkolwiek przywar jakie Diem mógł posiadać, zawsze był obecny i gotów wspomagać swojego brata w Katolickim wychowaniu, w perspektywie zachowania oraz rozkrzewienia Wiary jako absolutny priorytet. Nie ma potrzeby stwierdzić, że było to coś, co nie podobało się ani Komunistom, ani zachodniej, masońsko-syjonistycznej prasie. Nie było to również po myśli politycznej maszyny, która przygotowywała wojnę mającą za zadanie m.in. pokrycie rosnącego handlu narkotykami, które odegrają gorzką rolę w ogłupianiu i paraliżowaniu Ameryki. Była to również okazja dorobienia się na wojnie, jako, że kończył się urobek Wojny. Koreańskiej. USA potrzebowały również ustabilizować się na dalekim wschodzie. Z powodu strachu przed coraz silniejszymi Chinami oraz miskoncepcji, że demokracja zawiera wszystkie odpowiedzi, USA wybrały Wietnam, podczas, gdy Francuzi się tchórzliwie wycofali, umywając ręce od całego bałaganu. Diem był najstabilniejszy, co sprawiło, że, wraz z rekomendacją kardynała Francisa Spellmana, Dwight D. Eisenhower oraz amerykańska koalicja wspierali go przeciwko Bao-Dai, tak długo, jak służyło to ich interesom. Do dnia dzisiejszego Amerykanie nie rozumieją wschodniej mentalności i dlatego, ponownie, wpadają w kłopoty.
Dzięki rewolucji w Rzymie, a później na zachodzie w obyczajach i moralności, generacja "ja" ujrzała światło dzienne. Wielu mówi, że "Camelot" odszedł ze śmiercią Johna Fitzgeralda Kennedego. Cóz... nie był on królem Arturem, bardziej kobieciarzem Sir Lancelotem albo gorzej, całkiem możliwe, że Mordredem..
Mówiąc o wrogach.... zwierali szyki. Zarówno wewnątrz Watykanu, po odejściu Piusa XII, jak i z północy, poprzez komunistyczna infiltracją Wietnamu. Również polityka miała znaczenie, zwłaszcza jeżeli chodzi o Watykan. Jan XXIII sprzyjał Komunistą - było to widać w lękach Rzymu spowodowanych tym, że Diem był zbyt przeciwny Komunizmowi. Z powodu Ostpolitik, inne zakony zostały poinformowane by trzymały się z daleka od Arcybiskupa Thuca, gdyż jego brat był Prezydentem Południowego Wietnamu. Pewne osoby w kurii, przekazały te lęki i uprzedzenia Giovanni Montiniemu latem 1963 roku. Zamiast spotkać się lub choćby wysłuchać Arcybiskupa Thuca, Paweł VI blisko z związał się z jawnym masonem Henrym Cabot Lodgem, który zastąpił sprzyjającemu Diemowi ambasadora Fritza Noltinga. Jak widać, miała miejsce zmowa masonów, modernistów oraz komunistów, wspólnie pracujących dla celów przeciwnych Socjalnemu Panowaniu Chrystusa. Humanistyczny porządek stał się główną inicjatywą soborowego kościoła, w ten sam, sprzeciwiający się dogmatowi Wiary synkretyczny sposób, w jaki Benedykt XVI woła o pokój.
Pomimo jakichkolwiek przywar jakie Diem mógł posiadać, zawsze był obecny i gotów wspomagać swojego brata w Katolickim wychowaniu, w perspektywie zachowania oraz rozkrzewienia Wiary jako absolutny priorytet. Nie ma potrzeby stwierdzić, że było to coś, co nie podobało się ani Komunistom, ani zachodniej, masońsko-syjonistycznej prasie. Nie było to również po myśli politycznej maszyny, która przygotowywała wojnę mającą za zadanie m.in. pokrycie rosnącego handlu narkotykami, które odegrają gorzką rolę w ogłupianiu i paraliżowaniu Ameryki. Była to również okazja dorobienia się na wojnie, jako, że kończył się urobek Wojny. Koreańskiej. USA potrzebowały również ustabilizować się na dalekim wschodzie. Z powodu strachu przed coraz silniejszymi Chinami oraz miskoncepcji, że demokracja zawiera wszystkie odpowiedzi, USA wybrały Wietnam, podczas, gdy Francuzi się tchórzliwie wycofali, umywając ręce od całego bałaganu. Diem był najstabilniejszy, co sprawiło, że, wraz z rekomendacją kardynała Francisa Spellmana, Dwight D. Eisenhower oraz amerykańska koalicja wspierali go przeciwko Bao-Dai, tak długo, jak służyło to ich interesom. Do dnia dzisiejszego Amerykanie nie rozumieją wschodniej mentalności i dlatego, ponownie, wpadają w kłopoty.
Dzięki rewolucji w Rzymie, a później na zachodzie w obyczajach i moralności, generacja "ja" ujrzała światło dzienne. Wielu mówi, że "Camelot" odszedł ze śmiercią Johna Fitzgeralda Kennedego. Cóz... nie był on królem Arturem, bardziej kobieciarzem Sir Lancelotem albo gorzej, całkiem możliwe, że Mordredem..
Prawdziwy koniec "Camelotu", mimo, że długiego niszczenia, miał miejsce pięć lat wcześniej -
9 października 1958 roku, gdy zmarł Pius XII.
9 października 1958 roku, gdy zmarł Pius XII.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz