Jeszcze cztery dni temu miałem wątpliwości co do ważności tej nowej
angielskiej ceremonii mającej miejsce w naszych kościołach.
Widzicie, tak naprawdę nie jestem tak ekstremalny jak opisują mnie
moi przeciwnicy. Niektórzy znajomi teologowie od samego początku
powiedzieli mi, że wg nich, nie było najmniejszej wątpliwości, że ta
Nowa Msza jest nieważna. Wciąż miałem wątpliwości... ale już nie
mam.
Dla mnie była wątpliwa, ale wciąż, zgodnie z tradycyjnym
nauczaniem katolickiej teologii moralnej, gdy stawką jest ważność
sakramentu, kapłan nie może postępować wedle zasady, którą
nazywają "probabalizmem". Musi postępować wedle zasady
"tucjoryzmu", co oznacza, że musi postępować w najbardziej
bezpieczny sposób. Oznacza to, że dopóki Rzym jasno nie
zdefiniuje, że nowa formuła jest technicznie ważna, kapłan musi
trzymać się starej formuły, która dotychczas była uznana za ważną.
Ale trzy dni temu, ostatnie wydanie magazynu "Worship",
który jest nieoficjalnymi ustami amerykańskich "ekspertów"
liturgicznych i który jest publikowany za kościelną zgodą -
znajdują się instrukcje skierowane do księży, wyjaśniające im, jak
należy rozumieć nowy angielski kanon, którego obecnie używają w
ich mszach. I jeżeli przeczytacie to, panie i panowie, nie ma
najmniejszej wątpliwości, że ważna Ofiara Mszy zniknęla z naszych
kościołów. Cytuję tu z artykułu, który mówi: "nowy kanon nie jest
tylko zmianą słów, ale rozwojem w eucharystycznej teologii.
Sprawiedliwość Kanonowi Mszy może zostać oddana tylko poprzez
interpretowanie go w świetle obecnych pism o eucharystycznej
teologii." Następnie artykuł wyjaśnia, co należy rozumieć jako
nową "eucharystyczną teologię".
Pierwszym Elementem tej eucharystycznej teologii,która
jest wam teraz narzucana, jest: "Nie ma już miejsca dla
ofiarniczego kapłaństwa.. Kapłan jest obecnie jednym z wielu
ministrów. Nie jest już kimś, kto dokonuje ofiary, kto ofiaruje i
konsekruje. Jest teraz tylko jednym z wielu ministrów."
Poprzez
cały artykuł, skierowany do księży, ksiądz jest opisany jako "minister
przewodniczący" i żeby to skrócić, wymyślili nawet nowe słowo, które
prawdopodobnie sprawia, że nawet słownik Webster'a się obraca. Teraz
nazywają go ciągle "presider".
Gdy zostałem wyświęcony 25 lat temu, nie zostałem wyświęcony na ministra. Zostałem wyświęcony na kapłana. I z całym szacunkiem do niektórych moich
przyjaciół ministrów, uważamy, że jesteśmy w innej kategorii. Byliśmy
kapłanami by składać Ofiarę Mszy Świętej oraz odpuszczać grzechy, a wszystko inne było poboczne. Nigdy nie powiedziano mi, że zostałem wyświęcony na "presider'a". Mimo, to, to nim teraz jestem. Opisują funkcje presider'a jako - i uważajcie teraz, gdyż nie ma najmniejszego odniesienia do
kapłańskich władz konsekrowania: "ten, który głosi kazania, który
podsumowuje modlitwy wiernych, który proklamuje Kanon Mszy (tj. modlitwę
eucharystyczną), który inicjuje pozdrowienie pokoju i upewnia się, że
wszyscy obecni wierni są obsłużenie przy Świętym Stole."
To nie w tym celu zostałem wyświęcony, panie i panowie. I jeżeli ktoś taki przewodniczy waszym, tak zwanym "mszom" niedzielnym, równie dobrze możecie zjeść wasze przekąski gdzieś indziej, ujmując to bez ogródek, tak tragicznie jak sprawy stoją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz